Do Ulu trafiłem dawno temu w czasach, gdy jeszcze był Cyderią. Wtedy nie było źle, ale nie było też dobrze. Można powiedzieć, że było średnio. Moja druga w lokalu, a pierwsza w Ulu wizyta wypadła już poniżej tego, ponieważ churros, które mi tu podano, były ponurym żartem z hiszpańskiego klasyka. Obiecałem im jednak dać jeszcze jedną szansę – i tym razem już się nie zawiodłem.
W niedzielne południe w Ulu podają brunch w wariancie 'all you can eat' za rozsądną cenę 30 złotych. Brunch jest wege, ale z opcjami wybitnie sycącymi i różnorodnymi, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Problemem może być miejsce wewnątrz lokalu, bo Ul do wielkich nie należy, ale na szczęście udało nam się przycupnąć w 3 osoby przy niskich stolikach na poduszkach na piętrze za barem.
Dla foodisowej uczciwości postanowiłem spróbować wszystkiego choćbym pękł z przejedzenia (co prawie się wydarzyło, bo lista dań była długa). Jak wspomniałem wyżej, brunch absolutnie zatarł złe pierwsze wrażenia, choć nie był równy. Zacznę może od najlepszych i najciekawszych rzeczy. Dzień wygrała zapiekanka z batatów z ananasem pod serem mimolette oraz wegetariańskie banh mi z marynowanym tofu. Pierwsze trochę bardziej eksperymentalne, ale twórczo łączące smaki, drugie będące dobrą adaptacją klasyki na potrzeby bezmięsnego menu. Niewiele dalej uplasowały się pasty kanapkowe: z buraka z kozim serem i orzechem laskowym, jajeczna-jajeczna i jajeczna-bezjajeczna. Zwłaszcza ta ostatnia zaskoczyła miłą fakturą i wyrazistością. W taki towarzystwie klasyczny twarożek ze szczypiorkiem ginął nieco w tłoku, ale nie wolno o nim zapomnieć, bo też się udał! Z pięciu sałatek do wyboru wybiły się dwie: pieczone marchewki i pietruszki z kafirem i chili oraz ta z kolorowych marchewek z tymiankiem i miodem w zalewie czosnkowej.
Ciekawymi eksperymentami były hummus chipotle i pasta dyniowa z miso i cynamonem. Nie wiem, czy bym je powtarzał, bo to, czy nam takie rzeczy zasmakują jest już dość indywidualną kwestią. Doceniam natomiast kreatywność i śmiałość w łączeniu smaków – sądzę, że znalazły fanów.
Z pieczarek w sosie BBQ, fasolki po tajsku z masłem orzechowym, hummusu z suszonymi pomidorami i trzech pozostałych sałatek wiele nie zapamiętałem, ale nic nie szkodzi – wsadzenia ich na talerz też nie żałowałem.
Desery, czyli brownie z mascarpone z masłem orzechowym i tapioka z musem mango (choć musiałem ja w siebie niemal dopychać kolanem) były tego zdecydowanie warto. Niby nic, do czego byśmy już nie przywykli, ale jak porządnie przygotowane! Jeśli do tego wszystkiego dodać spore flat white za 7 złotych, Ul awansuje na wysoką pozycję, przynajmniej w brunchowym rankingu.
Ul, ul. Poznańska 15, 22 258 14 46, FB
Ul
ładowanie mapy - proszę czekać...
Co sądzisz? Skomentuj!