RESTAURACJA (CHWILOWO) ZAMKNIĘTA, PRAWDOPODOBNIE POWRÓCI W INNYM MIEJSCU.
W sercu Saskiej Kępy, w miejscu, gdzie kiedyś działało interesujące Think Love Juices, rozgościła się Strefa Komfortu. Koncept przezacny – w karcie same „comfort foods” do 30 złotych, na kranach i w lodówkach – krafty i prosecco. Od pierwszych informacji o lokalu byłem więc mocno zainteresowany tematem. A potem zostałem tam zabrany na kolację i mogłem z czystym sumieniem ocenić, jak to wszystko się udało. Nie będę trzymał Was w niepewności – udało się.
Jeśli pamiętacie jeszcze TLJ, to sam układ wnętrza się nie zmienił, bo i możliwości przearanżowania sali nie są duże – na wprost od wejścia mamy więc spory bar, który zajmuje całą prawą stronę lokalu. Strona lewa to nieduże stoliki pod oknami. I jeszcze niewielki ogródek przy ulicy, ale ciepłe dni akurat się kończą. Wnętrze niezbyt przestronne, ale ma w sobie coś sympatycznego. Może to połączenie naturalnego drewna i licznych poduszek? W każdym razie i w kwestii estetycznej jest komfortowo, a miłe doznania pogłębia sympatyczna i kompetentna obsługa.
No ale przechodząc do jedzenia, bo ono gra tu pierwsze skrzypce – jak wspominałem, cena żadnego z dań nie przekracza 30 złotych. A jakość i gramatura są bardzo słuszne! W całkiem długiej karcie znajdziemy kilka kategorii, w tym m.in. dania główne (serwowane w postaci solidnych talerzy-misek, ale z potrawami ułożonymi obok siebie, a nie „bowlowo” wymieszanymi), burgery, czy makarony. Są też śniadania. Wszystko wegańskie, sporo bezglutenu, sporo bezcukru. Żyć nie umierać.
Ponieważ w swojej eksploracji bezmięs zatrzymałem się na „Beyond Meat”, z dużym zaciekawieniem zamówiłem Linda burgera. To kolejny podbijający rynek zamiennik mięsa, o smaku – jeszcze bardziej niż Beyond – niepokojąco przypominającym produkty pochodzenia zwierzęcego. Burger okazał się naprawdę wyborny, sos przeznaczony do japońskiego tonkatsu jeszcze bardziej podkręcał „mięsność” potrawy, a roślinny majonez równoważył ją delikatnym smakiem. I frytki z batata – jestem frytkozbatatożercą, więc te, choć podane w niedużym słoiczku, oczywiście urzekły mnie. Skubnąłem też od współbiesiadniczki nieco tempehowych kotlecików podawanych z czarną fasolą (miska „Zdrowa” z dań głównych) – tu z kolei smak był mocny i wyrazisty (może nawet nieco nazbyt), krzepki i ożywczy, w przeciwieństwie do sympatycznie rozleniwiającego burgera. Oba dania zacne. No i naprawdę spore i sycące, nawet jeśli na pierwszy rzut oka na takie nie wyglądały. Dlatego kiedy na deser dostaliśmy jeszcze po francuskim ciasteczku z borówkami i czerwonymi porzeczkami, nie poznawałem samego siebie, dzieląc nieduże ciastko na małe części i jedząc je chyba najwolniej w życiu (choć – podobnie jak dania główne – było bardzo smaczne), aż mi zdjęcie wyszło nieostre z tego przejedzenia. Wspominałem też o napojach – selekcja piw rzemieślniczych jest tu bardzo dobra, mają też prosecco i aperol z kija, a także sporo napojów bezalkoholowych.
Bardzo się cieszę, że Strefa zagościła przy Francuskiej i znakomicie uzupełniła „vegan friendly” asortyment w okolicy. Z pewnością będę tu wracał, a i Wam gorąco to polecam.
Strefa Komfortu, ul. Francuska 14, tel. 882 142 603, FB
ładowanie mapy - proszę czekać...