Mokotowski Bar Mleczny wpisuje się w metamorfozę, którą przeszło wiele tego typu przybytków ostatnimi czasy. Ciągle jest cerata na stolikach, samoobsługa, wielkie „menu” na wiszącej nad kasą tablicy z zaklejonymi pozycjami, które „wyszły”. Ciągle oferta jest tradycyjna i szeroka: zupy, „drugie” do skompletowania, kluski, pierogi naleśniki. I obowiązkowo – kompot! Ciągle jest szybko i smacznie – duża rotacja sprawia, że dania są przede wszystkim świeże.
W porównaniu do mleczaków „starej szkoły” zmienił się natomiast poziom czystości. Jest czysto i schludnie, choć czasem trzeba sobie serwetką stolik samemu oczyścić po rozlanej przez poprzednika zupie. Zmienił się wystrój – duże fotosy filmowe, nawiązujące do znajdującego się obok studia Filmowego Kadr oraz Cyfrowego Repozytorium Filmowego . Można usiąść przy stoliku, ale też na barowym krzesełku przy blacie pod oknem, by przez przeszkloną witrynę gapić się na Puławską. Kompot stoi w lodówce, a latem obok niego – lemoniada. Taki hipsterski akcencik.
Zmieniła się za to polityka cenowa – co jest chyba kluczem do powodzenia odrodzenia mleczaków. Są dania super tanie, np. zupa za 2,5, pierogi w okolicach 6 złotych – do posiadania w karcie których obliguje najemców miasto. Ale żeby zabawa była jakoś rentowna – reszta jest w cenie barowo-lanczowej. Jeśli do zupy chcecie drugie, kawałek mięsa, ziemniaki i surówkę, i jeszcze popić to kompotem (obowiązkowo!) to zapłacicie 16-20 złotych (w dawnym Familijnym to samo zamknęłoby się w 8-10). Za to macie super świeży, smaczny i sycący posiłek, czystość i miłą obsługę (koleżka na kasie niby czyta cały czas książkę, ale jest mega ogarnięty, szybki, i jeszcze wyrozumiały dla rozmemłanych klientów wgapionych z wielkie menu nad nim). Tak więc gorąco polecam. Można przyjść z psem, od biedy.
ul. Puławska 63, tel. 786 875 793, FB
ładowanie mapy - proszę czekać...