Basil & Lime odwiedziłam z przyjaciółkami w ramach jesiennej edycji Restaurant Weeka. Wybór na tę knajpę padł dlatego, że menu odpowiadało wszelkim nietolerancjom całej naszej czwórki, a i tajska kuchnia brzmi bardzo obiecująco – chyba nie znam nikogo, kto deklarowałby się jako jej przeciwnik. Przybyłyśmy zatem na kolację pełne oczekiwań.
Przystawka z menu mięsnego odpowiadała mi bardzo – sataye z kurczaka w pikantnym sosie orzechowym. Bezpieczna klasyka, ale ten dressing to mi się nadal śni po nocach i byłam bliska wyjedzenia go za pomocą palca z samego dna miseczki. Wegetariańskie pierożki także niczego sobie, ciasto delikatne i cienkie, a nadzienia soczyste.
Niestety, zawiodło za to zupełnie danie główne – podano duszone warzywa na modłę wybitnie europejską, właściwie nie wyczuwałam tam żadnego powiewu dalekiej Azji. Nudna papryka, cukinia i w zasadzie tyle z tego zapamiętałam. Sytuacji nie uratował poprawny ryż z mango, choć mango zawsze spoko, to jednak w dalszym ciągu jest to tylko mango.
Wystrój dość nowoczesny, rzekłabym nawet klubowy, żadnego azjatyckiego folkloru, zatem jeżeli kogoś drażni przesada w urządzaniu wnętrz, w Basil & Lime odnajdzie się znakomicie. Dla mnie niestety minimalistyczny wystrój to za mało, by tu wrócić, skoro festiwalowe menu nie oczarowało.
ul. Puławska 27, 22 126 19 14,, FB
ładowanie mapy - proszę czekać...